Jak w tytule - wszystko co udało mi się zużyć, co się przeterminowało i to czego nie zniesę ;)
Jedziemy od lewej:
1. CARINO, MATT PASTE - pasta do stylizowania włosów. Była przydatna kiedy miałam krótkie włosy czyli baaaardzo dawno temu od tego czasu leżała porzucona. Z tego co pamiętam sprawdzała się dobrze i kosztowała tylko £1.
2. GOODHEALTH EVENING PRIMROSE OIL - kapsułki z olejkiem z wiesiołka. Stosuję zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie. To podstawowy suplement w mojej pielęgnacji skóry, który rzeczywiście daje efekty. Ten konkretny kupuję w The Body Care.
3. BONDAGE, PARFUM DE TOILETTE - perfumy kupione w zestawie za grosze w jakimś charity shopie. Zapach troszeczkę za ciężki jak na mój gust ale sprawdza się w zimie - połączenie kwiatu pomarańczy, jaśminu, imbiru, ambry i wanilii. Podobno pachnie jak Jean Paul Gaultier. Zaskakująco trwałe i intensywne - czułam je na sobie przez cały dzień a ubrania pachniały nimi tygodniami. Ostatnio widziałam duży ich wybór w małym sklepiku Keri-Anns, w cenie 4 sztuki za £10 więc pewnie poszukam czegoś dla siebie, kiedy zużyję to co posiadam obecnie.
4. NOXZEMA, DEEP CLEANSING CREAM PLUS MOISTURIZERS - proszę państwa przedstawiam mój hit do oczyszczania twarzy! Tutaj w UK panuje szał na kremy i balsamy do mycia twarzy. Zazwyczaj stosuje się je na suchą skórę, masując a następnie ścierając ściereczką muślinową lub ręcznikiem nasączonym w gorącej wodzie - podobnie jak w OCM. Można nabyć różne formuły od konsystencji smalcu po bardziej przypominającą gęsty kremowy żel, jedynym problemem jest cena - te najbogatsze formuły plasują się w przedziale od £50 w górę, bardziej kremowe są trochę tańsze - najtańszy jaki znalazłam w drogerii był to chyba krem oczyszczający własnej marki Superdruga - ok, £3. Poszperałam jednak trochę w necie i znalazłam lepszą proporcję ceny do ilości produktu - Noxzema w wielkim słoju za ok £5 na Ebayu. Nie można jej nabyć w żadnym sklepie ponieważ jest to kosmetyk amerykański. Jedno opakowanie produktu starczyło mi na rok niemal codziennego używania! Planuję już zakup kolejnego po zimie ponieważ mentolowy zapach i efekt chłodzenia na skórze nie pasuje mi do obecnej pogody. Konsystencja jest kremowa z drobnymi grudkami, które rozpuszczają się w kontakcie ze skórą - dla mnie to taki rzadszy odpowiednik Liz Earle o bardzo podobnym zapachu ale lepszym działaniu. Uratował mnie na wycieczce, kiedy bałam się, że przez zmianę klimatu i wody moja twarz zakwitnie na czerwono, Stosowany z olejkiem do cery suchej z Lacury sprawił, że po tygodniu wróciłam do domu z cerą o wiele lepszą niż przed wyjazdem - jak pupcia niemowlaka - dosłownie!
5. NAKED, SHINE, COCONUT & SHEA GLOSSING HAIR TREATMENT - cudo w słoiku! Włosy po zastosowaniu tej maski były dociążone, wyprostowane i lśniące. Własciwie to nie, nie lśniące - błyszczały jak głupie! :D Trzeba było tylko uważać z ilością po obciąża.
6. MACADAMIA OIL EXTRACT CONDITIONER - to właściwie przeciwieństwo poprzedniego produktu - miałam wrażenie, że nie robi nic poza wygładzaniem i oblepianiem silikonami, poza tym odżywka jest za gęsta do tego typu opakowania, ciężko było ją wydobyć. Jedynym plusem był zapach. Żegnam się z nią bez żalu i mam nadzieję, że już więcej się nie zobaczymy.
7. LEMAX, LAKIER DO PAZNOKCI - kupiony za jakieś 2PLN jeszcze w Polszy. Lakier jak lakier - żaden nie wytrzyma tygodnia na paznokciach nienaruszony ale podobało mi się, że był dość gęsty i wystarczyła jedna warstwa, pędzelek też przypadł mi do gustu, niestety, zaschło się biedaczkowi.
8. RIGHT GUARD, WOMEN, TOTAL DEFENCE 5 - to chyba odpowiednik polskiego Fa. Wybrałam go ze względu na niską cenę i obietnicę nie pozostawiania śladów na ubraniach. Zapach był mydlany i trochę duszący, trochę to mało powiedziane - nie dało się wytrzymać w pomieszczeniu gdzie był użyty! Poza tym sprawdzał się dobrze ale przez zapach już raczej do niego nie powrócę.
9. MESSHEAD, STYLING GEL SPRAY - podobnie jak z pastą - używany na krótkich włosach. Stosowany u nasady włosów nadawał mega objętość ale również mocno przetłuszczał, dla mnie to był produkt raczej na większe wyjścia bo musiałam myć głowę na następny dzień. Miałam w planach wypróbować co da radę zrobić na długich włosach ale przeterminował się więc odpuszczam.
10. EVELINE, PAZNOKCIE TWARDE I LŚNIĄCE JAK DIAMENT - o tej odżywce chyba każdy słyszał, u mnie sprawdza się bardzo dobrze jako base coat, kolejna buteleczka już jest w użyciu.
11. BABYDREAM, PUDER - używałam go głównie w zastępstwie suchego szamponu do włosów ale zdarzyło się również użyć go na skórę przed depilacją pastą cukrową, uratował też kiedyś książki zalane olejem. Byłam z niego bardzo zadowolona i polecam spróbować w zastępstwie suchego szamponu.
12. GLAZEL VISAGE, MAKE-UP, ANTI-SHINE CONTROL - matujący podkład profesjonalnej marki dla wizażystów. Sprawował się dobrze ale po jakimś czasie zaczął podkreślać suche skórki i dziwnie pachnieć więc pozbywam się go jako przeterminowanego.
13. LACURA, SHIMMERING DAY CREAM - krem na dzień z bardzo przyjemnym składem za jedyne £3 do nabycia w Aldim. Pięknie pachnie brzoskwiniami, niestety jak dla mnie ma za dużo błyszczacych, złotych drobinek i zostawia lekko lepką warstewkę na skórze. Chciałam go zużyć do ciała żeby podkreślic opaleniznę w lecie ale wylądował, zapomniany na dnie szuflady i przeterminował się.
14. UOUO, APPLE BALANCE AND REFRESHED BB FROST - krem BB o zapachu zielonych jabłuszek i bardzo chłodnym różowym, wręcz szarym odcieniu. Dobrze sprawdzał się w zimowe miesiące ale kiedy słońce zaczęło muskać mi twarz kolor nie pasował w ogóle. Po jakimś czasie zaczął zapychać i naczytałam się o szkodliwości koreańskich kosmetyków więc ląduje w koszu.
I teraz drobiazgi:
15. THE BODY SHOP, LIP & CHEEK STAIN - kupiony z jakimś magazynem dla kobiet. Nie zachwycił mnie - bardzo rzadki żel o bardzo jasnym kolorze, który trudno było aplikować - nie polecam.
16. URODA, MELISA, POMADKA DO UST - mimo zawartości parafiny dobrze działała na moje usta i pięknie pachniała.
17. LA ROCHE-POSAY, EFFACLAR DUO - wiem, że wiele osób dałoby sobie za niego ręce uciąć ale na mojej cerze nie robił kompletnie nic, może poza pozostawianiem lepkiej warstwy. Zapach również nie przypadł mi do gustu.
18. LE MASCARA VOLUME - kupiona w Funciaku - teraz już wiem: nigdy nie kupuj kosmetyków do makijażu w funciaku! Zawsze uważałam, że nie ma złych maskar a jest tylko nieumiejętny sposób aplikowania - ten produkt udowodnił, że się myliłam.
19. DERMA V10, LUXURIOUS LASHES BLACK MASKARA - podobnie jak powyżej, dodatkowo trafił mi się felerny egzemplarz z przegięta szczoteczka.
20. ARO, KREM PIELĘGNACYJNY Z PROWITAMINĄ B6 - stosowałam na stopy jako całonocny kompres i działał cuda ale rano trzeba było uważać żeby nie poślizgnąć się pod prysznicem - zostawiał tłustą warstewkę.
21. BUTTERFLY COLLECTION - cienie do powiek. Strasznie toporne; na sucho prawie nie było ich widać, na mokro ciężko było rozetrzeć aby uzyskać pożądany efekt - nie polecam.
22. VOLLARE COSMETICS - ni to róż ni to bronzer w ciężkim do zdefiniowania ceglastym kolorze. Naprawdę nie wiem co mnie podkusiło żeby go kupić, użyłam może raz i leżakował przez kilka lat w szufladzie - wywalam!
23. LOVELY, NATURAL LIP BALM - ukochany produkt do ust z Rossmana!
24. ZRÓB SOBIE KREM, ORGANICZNY HYDROLAT Z KWIATU LIPY - dostałam go jako gratis do zakupów, użyłam tylko raz i niezbyt spodobał mi się zapach, teraz jest już przeterminowany i dosłownie śmierdzi - kosz!
To by było na tyle. Przegrzebując zapasy kosmetyków znalazłam trochę zapomnianych produktów, które chciałabym zużyć jak najszybciej - o tym w jednym z kolejnych postów.